Dziewczyna, która w wyniku tragicznych wydarzeń sprzed dwóch lat porusza się na wózku inwalidzkim, nie chciała mówić w jego obecności: — Wystarczyło jedno spojrzenie, żeby pojawił się strach nie do opanowania.
— To nie jest łatwe — przyznała po opuszczeniu sali sądowej Wioleta Milewska. — Człowiek zamiera na chwilę, serce zaczyna szybciej bić, zaczynają płynąć łzy. I nie można tego opanować, chociaż przed sprawą wydawało się, że dam radę, nie ulegnę mu. Jednak wystarczyło jedno spojrzenie, żeby pojawił się strach i to taki, którego nie można opanować. Wiem przecież — kontynuowała — że nie może się do mnie zbliżyć, bo wokół niego stoi ochrona, że jest skuty kajdankami, a jednak...
W lipcu 2015 r. w podfromborskiej wsi Drewnowo, pijany 60-letni (wówczas) Jan M. rzucił się na żonę i zadał jej kilka ciosów nożem. Córkę, która chciała pomóc matce, dźgnął nożem w plecy. 57-letnia kobieta zginęła na miejscu, zaś poważnie ranną 20-latkę zabrano do szpitala.
— Jan M. zadał swojej żonie trzy ciosy nożem w klatkę piersiową, a także w obojczyk i rękę — informowała sędzia Dorota Zientara, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Elblągu. — Kobieta zmarła. Natomiast cios zadany córce spowodował uszkodzenie rdzenia kręgowego. Dziewczyna została przetransportowana do szpitala w Olsztynie.
Prokuratura postawiła Janowi M. zarzut zabójstwa żony i usiłowania zabójstwa córki. Grozi mu nawet dożywocie. Proces miał ruszyć w lipcu 2016 r., jednak ze względu na stan zdrowia oskarżonego (w wyniku zmian cukrzycowych i miażdżycowych konieczna była amputacji stopy) został odroczony. Dziś (8 marca) w końcu się rozpoczął. Za zamkniętymi drzwiami — o co wnioskowała obrona, wskazując na ważny interes prywatny rodziny.
Na sądowym korytarzu Wioleta Milewska nie mogła powstrzymać łez: — Bałam się przy nim zeznawać [na czas jej wysłuchania oskarżony opuścił salę rozpraw — red.]. Nie dam rady dziś zasnąć, bo jego widok sprawia, że wszystko mi się przypomina, widzę krew, słyszę krzyk... Mam koszmary, śni mi się, jak ojciec zabija mamę, jak mama umiera na moich rękach, a ja nic nie mogę zrobić.
Młoda kobieta wspomina, jak przez całe życie stawała w obronie matki: — Przez całe życie jej broniłam. Jak była pijana i nie mogła nic zrobić, nie miała z nim szans. Wolałam, żeby kopał po mnie, a nie po niej. Gdy była trzeźwa, mówiła, żebym tego nie robiła, tylko uciekła na górę. Wiedziałam jednak, że jak on ją upije, to będzie ją bił. Nawet nie bił, a tłukł — podkreśliła. — Nieraz miała połamane żebra, nos, powybijał jej prawie wszystkie zęby, miała na ciele ślady po biciu pogrzebaczem, paskiem.
Wioleta Milewska mówi, że policja była informowana o tym, co dzieje się w domu w Drewnowie: — I co z tego? Jak zamknęli go na 24 godziny, to tylko rozwścieczyli. Wracał do domu i się mścił. Bałam się kolejny raz zadzwonić, ale zadzwoniłam — kontynuowała. — Dostał 7 miesięcy w zawiasach, a my musiałyśmy uciekać z domu, bo by nas pozabijał. Chowałyśmy się po rodzinie, po hotelach, by nas nie znalazł.
Od czasu tragedii w lipcu 2015 r. Wioleta Milewska wiele wycierpiała.
— Spędziłam prawie 6 miesięcy w szpitalu, miałam zapalenie opon mózgowych, dwa razy umierałam na oczach narzeczonego — po jej twarzy płynął łzy. — Prosiłam, żeby mnie uśpili, żebym nie cierpiała. Dostawałam morfinę i inne leki narkotyczne. Nie mogłam nic sama zrobić. Teraz jestem bardziej samodzielna, ale nigdy nie zapomnę tego szpitala, gdy nie mogłam wytrzymać ani fizycznie, ani psychicznie.
Wioleta porusza się na wózku inwalidzkim, jest jej ciężko.
— Mam 600 złotych z MOPS, połowę wydaję na leki — mówi. — Gdyby nie rodzina, to mieszkałabym pod mostem. I gdyby nie dobrzy ludzie, ich ciepło, otwarte serca, które czyniły cuda. Dzięki nim mam wolę walki — zapewniała. — Poradzę sobie, będę żyła normalnie, spełnię marzenia, kiedyś...
O ojcu nie chce myśleć.
— Dla takich ludzi, a właściwie nie ludzi a potworów, nie ma kary. Powinien być przy ciężkich robotach, a nie siedzieć w ciepłej celi, przed telewizorem, z książkami. Ma zapewnioną opiekę terapeuty, jeśli potrzebuje, najlepszych lekarzy. Był w klinice, do której się ciężko dostać, a normalny człowiek na wizytę u lekarza rok czeka — mówi kobieta.
A co do swojej przyszłości: — Mam pomoc psychologiczną, ale potrzebuję czasu, bo tylko czas leczy rany. Zabliźnia. I wstanę kiedyś z wózka...
Kolejna rozprawa odbędzie się 15 marca. Ze względu na wyłączenie jawności procesu, Weronika Olender z Prokuratury Rejonowej w Braniewie nie może zbyt wiele powiedzieć: — Trwa postępowanie dowodowe i jest jeszcze za wcześnie, by mówić o karze, jakiej będziemy się domagać.
Źródło: portEl.pl
Napisz komentarz
Komentarze