Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Zorza nad Braniewem. Historia astronomii

Magnetosfera Ziemi: blokuje cząstki o wysokiej energii zanim z impetem wtargną w naszą atmosferę. Nieustannie kieruje je w stronę biegunów, urozmaicając życie mieszkańców dalekiej północy o regularne spektakle zorzy polarnej.
Zorza nad Braniewem. Historia astronomii
Wizualizacja zorzy, z Wieżą Kleszą na pierwszym planie. Przez 15 lat w XIX-wiecznej Wieży Kleszej mieściło się obserwatorium astronomiczno-meteorologiczne

Autor: © Archiwum Ernesta Świerczyńskiego

Efektowne smugi kolorowego światła tańczące na niebie to niezwykle rzadkie zjawisko na naszym niebie. Potrzeba mocnego uderzenia ze strony Słońca, aby zorze przeniosły się na naszą szerokość. Potrzebny jest gwałtowny wybuch i związany z tym efektowny wyrzut materii.
Przykład z naszego podwórka, choć z nieco odległych czasów, pokaże co się dzieje, gdy Słońce ujawni swoje najgroźniejsze oblicze.

Obserwatorium w Braniewie
W 1834 roku w Wieży Kleszej Liceum Hosianum w Braniewie rozpoczęło pracę obserwatorium astronomiczno-meteorologiczne. Rektorem szkoły, która w tym czasie pretendowała do rangi uniwersytetu, był profesor matematyki Wawrzyniec Feldt. On też był autorem większości obserwacji i analiz. Niestety, obserwatorium działało zaledwie 15 lat, ale zdążyło trwale zapisać się w historii astronomii. Zajmowało się przede wszystkim badaniem przelotów jasnych meteorów i zjawisk związanych ze słoneczną atmosferą. Braniewo realizowało te tematy głównie w ramach współpracy z obserwatorium w Królewcu.
Wówczas tylko zaćmienia Słońca pozwalały badać zjawiska zachodzące tuż ponad jego powierzchnią. Księżyc musiał całkowicie przysłonić jasną tarczę, aby choć na chwilę ujawniły się efektowne wyrzuty słonecznej materii. Wychylały się zza ciemnej tarczy Księżyca w postaci czerwonych jęzorów plazmy. Te strzępy materii, które oderwały się od Słońca, unosiły się w polu widzenia teleskopu, jakby włókna chmur pierzastych. Taki opis zostawił Wawrzyniec Feldt z obserwacji zaćmienia z 28 lipca 1851 roku, które przeprowadził wspólnie z odkrywcą Neptuna, Johannem Galle we Fromborku. Natomiast pośrednie badania wyrzutów są możliwe, gdy najsilniejsze z nich trafiają na swojej drodze na Ziemię.

Niezwykła noc 1835 roku
W 1835 roku Słońce było mało aktywne. Szanse na zobaczenie zorzy polarnej nad Warmią były niewielkie. Jednak 7 lutego 1835 roku uwagę Wawrzyńca Feldta zwróciło bardzo niespokojne zachowanie igły kompasu. Potrafiła w ciągu minuty odchylić się o 1,5 stopnia od swojego typowego kierunku. Tego dnia ziemska magnetosfera musiała być targana przez potężny strumień naładowanych cząstek, pochodzących ze Słońca. Pozostało czekać do wieczora i szukać oznak kosmicznego sztormu na niebie.
Pogoda nie do końca sprzyjała obserwacjom. Z początku widać było tylko jak nad ciemną ścianą chmur zalegających nisko nad północnym horyzontem emanowało jasne, bardzo zmienne światło.
Po godzinie 18:00 blask znad północnego horyzontu wystrzelił w postaci kolorowych słupów, rozlewając się w ciągu kilku minut po niebie i sięgając aż do zenitu. Słupy światła pojawiały się na około minutę i znikały, dawało to wrażenie, że niebo płonie. Około 18:40 niezwykły spektakl przerwały chmury, ale nawet spod nich była dostrzegalna delikatna poświata. Za dnia niebo przybrało niezwykły bladoniebieski odcień, nieliczne chmury rzucały na niebo nietypowe smugi cienia, zbiegające się na dalekiej północy. Doniesienia o podobnych obserwacjach dotarły do Braniewa z Węgorzewa i Dobrowolska (dzisiaj obwód kaliningradzki). Zostały one szczegółowo opisane w Annalen der Physik i przyczyniły się do potwierdzenia wpływu Słońca na magnetyzm Ziemi.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama