Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Życzenia Braniewo

Nie ma czego się bać. Blokadę „dziecka z prowincji” budujemy sobie sami

Szymon Kołodziej jest braniewianinem. Urodził się w 1988 r., w Braniewie skończył szkołę podstawową, gimnazjum i liceum. Później jego droga poszła w kierunku aktorstwa. I tak zostało do dzisiaj.

Poniższa rozmowa została opublikowana w ostatnim numerze gazety Nowiny Północne

 

Po ukończeniu liceum Szymon Kołodziej pomyślnie przeszedł egzaminy wstępne do szkoły aktorskiej w Olsztynie. Po jej ukończeniu rozpoczął pracę w Teatrze w Gnieźnie. Na początku zagrał kilka epizodów — m.in. w „Klanie”, czy „Samym Życiu”, ale również i w filmie. Z czasem aktorska kariera nabrała tempa. Nie odrywając jednak całkowicie od rodzinnego miasta.
— Jestem rodowitym braniewianinem i bardzo kocham swoje miasteczko — mówił nam w 2012 roku aktor. — Wspomnień z Braniewem mam mnóstwo, w końcu spędziłem w nim większość swojego życia. Nadal mam tam wielu znajomych i chętnie utrzymuję z nimi kontakty. Braniewo, które każdy z nas zapamięta na całe życie i zawsze będzie tam wracał, to przecież jest mój dom. Mój prawdziwy dom.


Panie Szymonie, ostatni raz rozmawiałem z Panem 12 lat temu. Wiem, że sporo się zmieniło w Pana życiu. Ale proszę przypomnieć, jak doszło do tego, że „chłopak z Braniewa” został aktorem?

— Teatrem zaraziłem się tak na dobre dopiero w Olsztynie. Pamiętam jedną ciekawą sytuację, kiedy to zastanawiałem się nad kierunkiem studiów. Pewnego poranka pomagałem mamie wywieszać pranie. Wtedy to z mojej nieudolności linka trzymająca świeżo wyjęte z pralki ubrania pękła i w efekcie całe pranie znalazło się w błocie. Mama – patrząc na mnie na wpół zdziwionymi, na pół smutnymi oczyma – powiedziała: „Synu... Ty już lepiej zostań tym aktorem, bo do niczego innego się nie nadajesz... ”.


Ale przecież jeszcze gdy uczył się Pan w Braniewie aktywnie uczestniczył Pan w artystycznych przedsięwzięciach – kółkach teatralnych, warsztatach i różnych występach?

— Tak, będąc w liceum stworzyłem nawet amatorski kabaret „Klaps”, który swoje występy miał na braniewskich juwenaliach tuż przez grupą Boys. Grupa BOYS wówczas musiała poczekać nieco dłużej, gdyż publiczność domagała się bisu naszego kabaretu. Skecze składały się wtedy z wielu posklejanych ze sobą kawałków piosenek, co tworzyło śmieszne historie.


W 2012 r. zagrał Pan w filmie „Księstwo”. Co się zmieniło, wydarzyło od tego czasu? Gdzie Pan obecnie gra, na jakich filmowych, serialowych, teatralnych, a także innych przedsięwzięciach skupia się Pan?

— Latem była premiera filmu „Radiostory” z moim skromnym udziałem. W ostatnich latach grałem stałe role w serialach „Korona Królów”, „Święty”, „Łowcy Cieni”, „Gabinet nr 5” i ostatnio dwa sezony w serialu „Kurierzy”. Zagrałem także w filmie „Miłość jest wszystkim”. Gram w pięknej muzycznej bajce „Gdzie jest buteleczka?” w teatrze Garnizon Sztuki, jestem w próbach do spektaklu „Łzy Manueli” teatru Podaj Dalej, który będzie parodią aktorów skupiających się na komercji serialowej. Poza tym jeżdżę z koncertem piosenek Disneya, a także gram w spektaklach realizowanych na scenie w domu kultury w Skierniewicach. Uczę aktorstwa dzieci i młodzież w akademii estradowej FAME na Mokotowie w Warszawie, których efekty widać na koncertach końcowych w grudniu i czerwcu w teatrze Roma. Prowadzę zajęcia teatralne dla Centrum Aktywności Seniora w Zielonce. Mimo tego wszystkiego najbardziej skupiam się na wychowaniu moich ukochanych dzieci – trzyletniego Ignasia oraz siedmiomiesięcznej Glorii. Staram się jak mogę pomóc żonie i każdy wolny dzień i wolną chwilę spędzam z dziećmi.


Jest Pan bardzo rodzinnym człowiekiem, widać to nie tylko na zewnątrz, ale także na podstawie Pana wpisów w social mediach. Rodzina jest dla Pana wyjątkowo ważna. Nie przeszkadza to w karierze?

— Rodzina jest najważniejsza. Dzieci mi nie przeszkadzają w wykonywaniu zawodu, często muszę dokonywać jakiegoś wyboru, ale jeśli dana propozycja ma mi odebrać zbyt wiele czasu z rodziną, rezygnuję z niej. I tak mam do siebie żal, że tak późno założyłem rodzinę. Wielu aktorów, których poznałem na swojej drodze, jest po rozwodach, lub nie ma dzieci w ogóle. To jest ich wybór. I ja bym był takim aktorem, gdybym się nie nawrócił. Wracałbym po wspaniałej premierze w teatrze z otrzymanymi od fanów kwiatami do pustego domu i z tej samotności pewnie uciekałbym w alkohol albo inne używki. Krótko mówiąc Bóg mi otworzył oczy Teraz sława nie jest dla mnie ważna, tylko dobro dla moich dzieci i innych ludzi. Mojej żonie przysięgałem wierność i tak zostanie, obiecałem to jej i Bogu. Na szczęście też jest aktorką, więc ewentualne sceny pocałunku z serialową żoną na ekranie zrozumie :)


A czy opowie Pan naszym Czytelnikom coś więcej o swojej żonie? Jak się Państwo poznaliście, czym zawodowo zajmuje się żona, jakie są Wasze relacje? Kiedy się wspieracie, jak się wspieracie, o co się kłócicie, kto podejmuje najważniejsze decyzje?

— Żona jest również aktorką, a także nauczycielką muzyki. Drugi zawód zrobiła niedawno, w Lublinie, na studiach dziennych. Gdyby nie to, że wspieraliśmy się nawzajem w opiece nad dzieckiem i często rezygnowaliśmy z siebie na rzecz studiów/pracy współmałżonka, nie udałoby się skończyć Adze tych studiów. Poznaliśmy się kiedyś w Narodowym Teatrze Edukacji. Razem jeździliśmy po całej Polsce ze spektaklami do miejsc, w których dzieci i młodzież nie mają częstej styczności z teatrem.


Nie ukrywa Pan swojej wiary, związku z kościołem. To również nie jest częste we współczesnym świecie...

— Tak, nie mam zamiaru ukrywać swojej wiary. Mało tego, mam zamiar mówić o tym, że nasz Zbawiciel Jezus przygotował nam miejsce w niebie. Swoje mocne nawrócenie przeżyłem dopiero w 2017 roku. Wcześniej chodziłem do kościoła, ale raczej tylko z tradycji, bo tak naprawdę nie wiedziałem, co się tam konkretnie dzieje, więc zmarnowałem wiele lat na bieganiu za próżną chwałą taką jak sukcesy w pracy czy sukcesy materialne. A przecież jesteśmy tu tylko na chwilę. Każdy co chwila powtarza „jejku, jak to zleciało!”, „o matko, te 5 lat mi strzeliło tak szybko, że nic nie pamiętam”, „ani się obejrzysz a będziesz mieć 65 lat”. No i właśnie tak jest. Trzymajmy się Boga, bo prawdziwe życie – życie wieczne – czeka nas po zejściu z tego świata. Oczywiście, że wiara wpływa na moje wybory. Na przykład jeśli chodzi o reklamy, to omijam propozycje reklamowania takich rzeczy jak hazard, alkohol i antykoncepcja. Nie chcę być z tym kojarzony, a przede wszystkim nie chcę promować takich rzeczy, tym bardziej że w rodzinie już miałem osoby uzależnione np. od hazardu. Natomiast jeśli chodzi o role w serialu czy filmie to zawsze pytam o opis postaci i czytam scenariusz. Zdarzyło mi się odrzucić rolę w spektaklu, który był komedią, ale w nim moja postać, żeby stać się lepszą, przywoływała diabła. Nawet jeśli jest to komedia czy wyśmiewanie to nie powinno się naigrywać z takich rzeczy. I myślę, że ksiądz egzorcysta moje słowa by potwierdził :)


Jak spędza Pan wolny czas? Co Pana interesuje, jakie ma Pan hobby (poza aktorstwem), jak lubi Pan odpoczywać?

— Wolnego czasu dla samego siebie obecnie raczej nie mam, bo każdą minutę poświęcam dzieciom. Ale jak już się wydarzy, że oboje śpią, to załatwiam sprawy zawodowe, urzędowe – związane z prowadzeniem działalności. A jeśli takowych nie ma, poświęcam czas mojej żonie, oglądamy jakiś serial czy film. Kiedy jeszcze nie było dzieci wychodziłem na łyżworolki, strzelałem w łuku, dużo jeździłem na rowerze, grałem więcej na gitarze. Jeśli chodzi o wypoczynek, najbardziej wypoczywam w naturze, w lesie, na trawie, na spacerze i w wodzie.


Jaka była do tej pory najtrudniejsza dla Pana rola?

— Prawdopodobnie Artur z Tanga, ale również i Romeo z Szekspira. Ten pierwszy to bardziej polski temat, więc troszkę bliżej emocjonalnie mi do roli Artura, choć już nie tak blisko do intelektualisty, jakim był. Jeśli chodzi o Romea, tragizm kłócących się wiecznie rodzin doprowadził w końcu do śmierci głównych bohaterów. Woleli nie być w ogóle na tym świecie niż być w związku z kimś innym. Trudne było postawić się w jego sytuacji, musiałem przywoływać kilka ciężkich wspomnień ze swojego życia, żeby w niektórych scenach być wiarygodnym, wchodząc w ten sam stan emocjonalny co Romeo.


Którą rolę najlepiej Pan wspomina?

— Najlepiej wspominam Jana z Kleparza z „Korony Królów”. Była to postać przechodząca „od zera do bohatera”. Na początku nie miał nic, potem stał się bogatym rycerzem. Przy czym wszystko działo się z pomocą Opatrzności.


Kogo chciałby Pan zagrać? Jaką rolę?

— W filmie chciałbym zagrać kogoś, kto walczył o Polskę – w sposób duchowy lub fizyczny.


A jakiej roli na pewno by Pan nie wziął?

— Jest kilka ról, których bym odmówił. Jakich? Nie chcę o tym szerzej mówić.


Co jest najtrudniejszego w życiu aktora?

— Brak stałej pracy i niestabilny grafik.


Jest Pan mocno zaangażowany w działalność FAME Akademia Estradowa. Pracuje tam Pan z dziećmi i widać bardzo duże zaangażowanie z Pana strony.

— W Akademii Estradowej Fame mam ogromną przyjemność uczyć dzieci i młodzież aktorstwa. Od rozgrzewki do scen aktorskich, odpowiedniego zachowania się na scenie, koncentracji, skupienia, twórczej współpracy w grupie i rozbudzenia swojej wyobraźni. W Akademii dzieci mają zajęcia ze śpiewu, tańca, aktorstwa i rytmiki. Corocznym zwieńczeniem zajęć jest wielki koncert uczestników Akademii w teatrze muzycznym ROMA.


Wróćmy na chwilę do Braniewa – spędził Pan tutaj swoje dzieciństwo, wczesną młodość, odwiedza Pan Braniewo. Czy to miasto wciąż jest dla Pana ważne? Co Panu podoba się w nim, a co jest nie tak?

— Braniewo to miasto, w którym się urodziłem, jest więc tam moja rodzina, głównie mama. Staram się odwiedzać Braniewo kiedy tylko mogę, w święta, latem. W Braniewie podoba mi się spokój. Wracając z Warszawy i tego natłoku pędzących ludzi – w Braniewie odpoczywam. Lubię też to, że wszędzie jest blisko. Lubię spacerować po Braniewie i braniewskich urokliwych miejscach, takich jak droga przy rzece, która prowadzi do kościoła Ojców Redemptorystów. Spacerując po wale przy Pasłęce patrzę na lasy w oddali za rzeką, i na rzepak, kiedy kwitnie. Tam też czasem przychodzę latem na zachód słońca, jest przepiękny. W Braniewie też zostawiłem wiele wspomnień, niektóre miejsca kojarzą mi się z konkretnymi sytuacjami. Bardzo się ucieszyłem, kiedy się dowiedziałem że powstanie znowu ratusz w Braniewie.


Na pewno także w Braniewie jest wiele dzieci i młodzieży, marzących o tym, aby spełniać się w świecie filmu, teatru. Ale często jest ta blokada „dziecka z prowincji”. Co – Pana zdaniem – trzeba zrobić, aby przełamać ten stereotyp?

— Blokadę „dziecka z prowincji” budujemy sobie my sami. Wiele znanych osób pochodzi z malutkich miejscowości. Jeśli chodzi o mnie, zawsze miałem niskie poczucie własnej wartości, ale wcielając się w inną postać przestawałem się tym zadręczać. Zdawałem tylko do dwóch szkół aktorskich – w Łodzi i w Olsztynie. Kiedy wysiadłem w Łodzi na dworcu, mama przez telefon instruowała mnie jak dojść do wydziału aktorskiego. Wówczas zdawało około 1300 osób na 20 miejsc. Dowiedziałem się, że w komisji ma być sam Wojciech Malajkat, którego grę podziwiałem dotąd na ekranie. Pochłonęło mnie to. Pochłonął mnie stres z tym związany. Nie skupiłem się na tym, co mam zrobić, tylko na zewnętrznej atmosferze, która jedynie napędzała mój stres. Odpadłem po pierwszym etapie. Żeby przystąpić do egzaminów wstępnych trzeba było uiścić opłatę. Ówcześnie moi rodzice mogli opłacić mi przystąpienie do dwóch wybranych szkół. Drugi wybrałem Olsztyn. Po porażce w Łodzi chciałem po prostu przyjechać do Olsztyna i zaprezentować swoje teksty. Myślałem, że skoro odpadłem w pierwszym etapie w Łodzi, to teraz będzie podobnie. Taka myśl sprawiła, że stres był niewielki, bo przestałem się tym aż tak przejmować. Dzięki czemu – jak się okazało – miałem dostęp do swoich umiejętności, których już nerwowość nie zakrywała. Przeszedłem pierwszy etap. Trochę nie mogłem w to uwierzyć, dodało mi to pozytywnych skrzydeł, w dodatku ludzie, których spotykałem, dopingowali mnie. Przeszedłem drugi etap, a po trzecim etapie, w którym trzeba głównie improwizować i zaskakiwać inwencją, siedziałem i czekałem aż ogłoszą wyniki. Zostałem wyczytany jako drugi pod względem liczby przyznanych punktów. Oczywiście się poryczałem i powtarzałem tylko „będę aktorem, będę prawdziwym aktorem”. Na pierwszy rok dostało się 12 osób. Szkołę ukończyło 10. Jak mogę zmotywować? Nie ma czego się bać. Na naszej drodze zawsze będą jacyś ludzie, zazwyczaj ci, którzy tak negatywnie się wypowiadając na nasz temat, mają ciężkie życie i tym sposobem wylewają na nas swoją frustrację lub po prostu zazdroszczą, że nie mogą być w tym miejscu co my. Nie dajmy się zniechęcić. Idźmy do przodu, mądrze wybierając swoich idoli w danej dziedzinie. Nigdy nie uważajmy się za najlepszych, bo ideałów nie ma.

 

 

 


"NOWINY PÓŁNOCNE"
Gazeta Warmii i Mazur – także w Braniewie i powiecie braniewskim

 

REKLAMA W GAZECIE:
Mail: [email protected]
Tel.: 501 08 02 96

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama